Wzdrygnęłam się, gdy
poczułam jak ktoś, a właściwie Justin, dotyka moich ust.
- Co Ty robisz? –
spytałam zaspana, a w tym samym momencie mężczyzna zabrał z moich ust swojego
kciuka.
- Wybacz. – zagryzł
swoją dolną wargę.
- Nic się nie stało.
– posłałam mu ciepły uśmiech i gdy miałam przetrzeć oczy, przez przypadek
trąciłam ręką mój nos. Syknęłam z bólu i wzięłam komórkę z szafki nocnej.
Włączyłam przednią kamerkę i cóż, zdziwiłam się. Nie miałam żadnego siniaka,
żadnej rany, mój nos był jedynie lekko spuchnięty, prawie nie było tego widać,
ale za to ból był niemiłosierny.
- Wyglądasz pięknie.
– powiedział, gdy zauważył, jak się przeglądam.
- Ta, jasne. –
westchnęłam, przewracając teatralnie oczami.
- Mówi się
„dziękuję”.
- Dziękuję. –
musnęłam policzek Justina i podniosłam się z łóżka. Dopiero teraz spostrzegłam
się, że mam na sobie jedynie bieliznę. – Rozebrałeś mnie? – uniosłam pytająco
jedną brew.
- Nie pierwszy i
nieostatni raz. – uśmiechnął się łobuzersko. – Chodź, śniadanie czeka. – złapał
mnie moją dłoń i pociągnął w stronę stołu, na którym stało pełno pyszności.
Usiadłam na szczycie stołu, a pan idealny naprzeciwko mnie.
- Ubieraj się tak
częściej. – powiedziałam, gdy zilustrowałam wzrokiem mężczyznę. Miał na sobie
szare Supry, czarne rurki z luźnym krokiem, czarną podkoszulkę, jasną katanę z
podwiniętymi do łokcia rękawami i srebrny zegarek na nadgarstku. Wyglądał niby
tak zwyczajnie, ale ze wszystkich razy ile go widziałam, to teraz wyglądał
najlepiej… Tak młodo, beztrosko.
- Dlaczego? – spytał,
nakładając sobie na talerz dwie kanapki, ja za to nałożyłam sobie omleta, dałam
na niego maliny i polałam go polewą czekoladową.
- Bo mi się podoba. –
wzruszyłam ramionami, lekko się uśmiechając i zaczynając jeść.
- Więc będę się tak
częściej ubierać. – puścił mi oczko i zaczął jeść swoje jedzenie.
Po śniadaniu Justin
poszedł do gabinetu, bo musiał coś zrobić, a ja udałam się do sypialni. Z szafy
wyjęłam czarną, koronkową bieliznę, szarą spódniczkę z wysokim stanem i
granatową, lekko prześwitującą koszulę bez ramion. Zabrałam rzeczy do łazienki
i wskoczyłam pod szybki prysznic. Po prysznicu umyłam zęby, wysuszyłam oraz
rozczesałam włosy i spięłam je w zwykłego kucyka, a następnie założyłam
wcześniej przygotowane ubrania i zrobiłam sobie lekki makijaż. Spryskałam się
na koniec perfumami i wyszłam z łazienki. Zauważyłam, że na stole nie ma już
jedzenia, które zostało ani żadnych naczyń, więc pewnie jeden z pracowników
musiał tu być w między czasie i to wszystko zabrać.
- Mam dla Ciebie dobrą
wiadomość. – powiedział Justin, gdy mnie zobaczył. Siedział w salonie na
kanapie, więc usiadłam mu okrakiem na kolanach.
- Co takiego? –
uniosłam pytająco brwi, drażniąc opuszkami palców jego kark.
- Przed chwilą
zwolniłem Samanthę z pracy. Gdy wrócę do Los Angeles, to załatwię wszystkie
najważniejsze rzeczy z tym związane, ale oficjalnie nie jest już moją
pracownicą. – gdy to powiedział, to oniemiałam. Nie lubiłam jej, nie uważam, że
dobrze postąpiła, no ale… Eh.
- Dlaczego?
- Bo nie chcę, żeby
panowała agresja wśród moich pracowników. – zaśmiał się.
- Szef idealny. –
uśmiechnęłam się zadziornie, a Justin pstryknął mnie w nos. Syknęłam przez
zęby, bo znowu zaczął mnie boleć.
- Zapomniałem. –
mężczyzna skrzywił się i przysunął swoją twarz do mojej. Delikatnie wargami
zaczął muskać mój nos od góry do dołu, żeby uśmierzyć ból i, całe szczęście,
udało mu się to.
- Co powiesz na to,
żeby teraz się spakować, a potem obejrzymy jakiś film, hm? – spytałam, schodząc
z szatyna.
- Wspaniały pomysł. –
dodał zgodnie i poszliśmy razem do sypialni. Justin wyciągnął swoją walizkę
spod łóżka. – To będzie nasza wspólna walizka, okej? – uśmiechnął się, a ja
skinęłam głową.
Po jakichś piętnastu
minutach skończyliśmy, bo przecież nie potrzebowaliśmy wielu rzeczy na dwa,
góra trzy dni. Justin postawił już walizkę w przedpokoju, żeby później się z
nią nie męczyć. Szatyn wziął ze sobą laptopa i usiedliśmy na kanapie.
- To co będziemy
oglądać? – spytałam, zerkając na urządzenie, które się włączyło.
- A co chcesz?
- Pretty Woman.
- Nie! – krzyknął
przerażony Justin, przez co parsknęłam śmiechem – Wszystko, ale nie to,
naprawdę. – schował twarz w dłoniach.
- Jesteś uroczy. –
zaśmiałam się, muskając wargami jego policzek. – To obejrzymy Epokę Lodowcową!
– klasnęłam w dłonie i uśmiechnęłam się szeroko.
- Kocham Twój gust
filmowy. – westchnął ironicznie, ale zauważyłam, że lekko się uśmiecha.
- Wolę oglądać coś
śmiesznego niż jakiś film dokumentarny o ssakach żyjących w Afryce. -
wzruszyłam ramionami. Widziałam, że Justin otworzył na chwilę usta, jednak po
chwili je zamknął, zrezygnowany kręcąc głową.
Głowę położyłam na
udach mężczyzny i odwróciłam wzrok w stronę ekranu, bo szatyn przed chwilą
włączył film.
Już po pięciu
minutach śmiałam się i co najdziwniejsze – Justin też się śmiał, a na kolejne
sceny czekał ze zniecierpliwieniem. Najpierw krytykował, a teraz mu się podoba…
Ten facet doprowadzi mnie kiedyś do szału.
Po jakiejś półtorej
godzinie film się skończył, więc podnieśliśmy się z kanapy i podeszliśmy do
przedpokoju. Przez cały film Justin się śmiał, a jak się nie śmiał, to smucił,
gdy były tego typu sceny, dosłownie. Oglądanie z nim filmów jest naprawdę
komiczne.
Nałożyłam na siebie
bluzę oraz czarne balerinki i wzięłam torebkę, do której schowałam
najpotrzebniejsze rzeczy oraz dokumenty Justina, żeby niczego nie zgubił. Po
chwili byliśmy już na dole. Poinformowaliśmy w recepcji, że wyjeżdżamy, ale, że
pokój nadal zostaje zajęty, a następnie wsiedliśmy do, już czekającej na nas,
taksówki.
Gdy znaleźliśmy się
na lotnisku, to Justin poszedł odebrać bilety, a ja poszłam z walizką do
kolejki, żeby przytrzymać nam miejsce. Lotnisko w Las Vegas jest wielkie,
zawsze są tu otwarte wszystkie „linie” do odprawy, jednak kolejki są
kilometrowe, dosłownie.
- Schowasz? – spytał
nagle Justin, podając mi bilety. Skinęłam głową i wsadziłam je do torebki. –
Idziemy stąd. – powiedział, łapiąc rączkę od walizki, a następnie zaczął iść w
drugą stronę.
- Co Ty robisz? –
zerknęłam na niego zdezorientowana, gdy udało mi się dogonić mężczyznę.
- Widzisz tamtą
kolejkę? – wskazał palcem na dosłownie parę osób. Skinęłam głową. – Tam
idziemy. – przyśpieszył swój krok.
- Ale to jest tylko
dla pierwszej klasy i prywatnych odrzutowców. – mruknęłam, ciągnąc go za
nadgarstek, żebyśmy się wrócili.
- No właśnie – dla pierwszej
klasy i prywatnych odrzutowców. – powtórzył moje słowa, ignorując to, że go
ciągnęłam w przeciwną stronę.
- Kupiłeś nam bilety
do pierwszej klasy? – spytałam, puszczając mężczyznę, a ten ponownie zaczął
szybko iść. Musiałam biec truchcikiem, żeby go dogonić.
- Nie do końca. –
zerknął na mnie ukradkiem, a ja poczułam, jak gotuje się we mnie złość.
- Wynająłeś prywatny
odrzutowiec?! – wyrzuciłam rękami w powietrze i zatrzymałam się, bo już
staliśmy w kolejce.
- Tak bywa. – unosząc
jeden kącik ust w małym uśmiechu, wzruszył ramionami.
- Ale my lecimy do
Atlanty, a nie na koniec świata. – warknęłam.
- Stać mnie na to.
Nie denerwuj się już. – pogładził mój policzek i lekko mnie popchnął, bo jeden
ze strażników czekał już, żeby mnie sprawdzić. Pokazałam bilet, dokumenty,
sprawdzili naszą walizkę, a następnie pozwolili mi przejść dalej. Justinowi
zeszło się to dłużej, bo jest obywatelem Kanady, a w Ameryce są bardzo
ostrożni, jeśli chodzi o latanie w tą i z powrotem przez kogoś obcego. Po paru
minutach go puścili, więc ruszyliśmy w stronę odrzutowca. Byłam zła, naprawdę
zła. Może jest to fajne, ale on i tak wydał na mnie dużo pieniędzy. Przecież
samo „kupienie”/”wynajęcie” mnie czy jakkolwiek to nazwać, kosztowało go parę
tysięcy. Może nie mam paru milionów na koncie, ale stać by mnie było na bilety
dla nas lub coś w tym rodzaju.
- Skarbie. – szepnął
mi do ucha Justin, gdy znaleźliśmy się w środku. Po moim ciele przeszedł
dreszcz.
- Nie rób tak,
próbuję być na Ciebie zła. – wymijając mężczyznę, usiadłam na wolnym miejscu. W
sumie każde miejsce będzie wolne tego lotu.
- Ale ja nie chcę,
żebyś była zła. – pochylił się nade mną i swoimi pełnymi wargami zaczął muskać
moją rozgrzaną skórę od ramiona do szyi.
- Justin… - mruknęłam
z przyjemności, bo szyja była moim słabym punktem, a ten dupek (oczywiście w
żartach) wiedział jak to wykorzystać. Po chwili mężczyzna uniósł się i usiadł
na siedzeniu naprzeciwko mnie, tym samym odbierając mi całą przyjemność. Do
środka weszła stewardessa z tacą, na której stały dwa kieliszki z szampanem i
mała miska z truskawkami. Kobieta postawiła tacę na stoliku, który stał
pomiędzy nami i wyprostowała się.
- Za chwilę będziemy
startować, więc proszę zapiąć pasy. W głośnikach pojawi się komunikat, gdy
wzbijemy się w powietrze. Jeśli będzie czegoś potrzeba, wystarczy po prostu
nacisnąć na ten przycisk - przerwała, wskazując palcem na guzik, który był
przymontowany przy każdym siedzeniu. - A wtedy pojawię się i będę do państwa
dyspozycji. Teraz zostawiam państwa samych i nikt nie będzie już tutaj
wchodzić. Życzę miłego lotu. - uśmiechnęła się życzliwie i szczerze w
porównaniu do mojej ulubionej recepcjonistki w hotelu.
- Dziękujemy. -
powiedział Justin i zapięliśmy pasy, a dopiero wtedy kobieta wyszła.
- Cassidy, nie bądź
zła. - mruknął kuszącym głosem, a w podbrzuszu poczułam przyjemne mrowienie.
- Nie przekona mnie
pan, panie Bieber. - odparłam stanowczo, chociaż w środku już mu uległam.
- Niech pani nie
kłamie, nie wychodzi to pani. Uprawiała może pani kiedyś seks w samolocie,
panno Benfield? - spytał, a mi do głowy wpadł pewien pomysł.
- Nie, ale z chęcią
spróbuję. - uśmiechnęłam się łobuzersko i wzięłam jedną truskawkę. Wsunęłam ją
w połowie do ust, zaczynając ją w seksowny sposób ssać i lizać koniuszkiem
języka.
- To mnie podnieca. -
w głosie mężczyzny pojawiła się ta zadziorna chrypka, a jego wzrok wypełniło
pożądanie. Nie odpowiadając mu nic, szybko zjadłam truskawkę i oblizałam
kusząco czubki moich palców, na których zostało trochę soku z owoca.
- Mogłabyś przestać?
- w jego głosie zabrzmiała irytacja, ale widać było po nim, że mu się to
podobało. Nadal nic nie odpowiadając, rozszerzyłam lekko nogi na boki, a wzrok
mężczyzny powędrował na moje krocze, a następnie piersi. Zaczęłam rozpinać
swoją koszulę, zagryzając przy tym subtelnie dolną wargę.
- Jak Boga kocham,
zaraz rozepnę ten pas i zacznę Cię pieprzyć. - jęknął niezadowolony, bo
wiedział, że przez następne kilka minut nie będzie mógł nic zrobić.
Uśmiechnęłam się
niewinnie w stronę mężczyzny, a gdy doszłam do ostatniego guzika, to rozsunęłam
koszulę na boki, żeby miał dobry widok na mój dekolt. Wzięłam mój kieliszek
szampana i wzięłam łyka, trzymając kieliszek tak, by trochę lodowatej cieczy
skapnęło mi na biust.
- Serio, zaraz tu
eksploduję. - to zirytowanie w jego głosie było tak bardzo seksowne.
Odstawiłam kieliszek
z zadziornym uśmiechem na ustach i zaczęłam unosić rogi mojej spódniczki do
góry, kiedy poczułam na moich dłoniach dłonie Justina.
- Co Ty robisz?
Jeszcze nie było komunikatu. - zmarszczyłam brwi, kręcąc z niedowierzaniem
głową. Jego potrzeby wzięły górę nad jego bezpieczeństwem.
- Był przed chwilą.
Tak się zajęłaś podniecaniem mnie, że nie usłyszałaś tego? - uśmiechnął się
łobuzersko, a moje policzki zaczęły palić się ze wstydu. Mężczyzna rozpiął mój
pas i oparł ręce nad podłokietnikach fotela, tym samym blokując mi drogę
chociażby podniesienia się z miejsca. - I co my teraz z tym zrobimy, hm? -
spytał, zerkając na swoje krocze, ponieważ pojawiło się na nim spore
wybrzuszenie.
- Każdy tu może
wejść.
- Nikt nie wejdzie,
uwierz mi. – odpowiedział pewnym tonem głosu, a dłonie położył na moich
plecach, podnosząc mnie tym samym do pozycji stojącej. Czułam jego
przyśpieszony oddech na mojej skórze, co sprawiło, że po moim ciele przeszedł
przyjemny dreszcz. Popchnęłam mężczyznę na białą, skórzaną kanapę, która stała
przy małych okienkach odrzutowca, a następnie usiadłam okrakiem na jego udach. Moje
dłonie od razu powędrowały do rozporka, który zaczęłam rozpinać i pociągnęłam
za jego nogawki w udach, by spodnie nieco się zsunęły. Członek Justina, który
stwardniał jeszcze bardziej pod moim dotykiem, wyjęłam z bokserek, jak zwykle
od Calvina Kleina, i zaczęłam poruszać dłonią w górę i w dół.
- Bierzesz tabletki
antykoncepcyjne? – spytał nagle.
- Tak, czemu pytasz? –
uniosłam pytająco brwi, na chwilę przestając sprawiać przyjemność mężczyźnie.
- Bo nie chcę używać
gumek. – mruknął niezadowolony.
- Z całym szacunkiem
Justin, ale nie chcę się zarazić, a przy mojej „pracy” powinnam szczególnie na
to uważać. – westchnęłam, pstrykając go w nosek, który zmarszczył w zabawny
sposób.
- Nie jestem chory i
nigdy nie byłem, co jakiś czas robię okresowe badania. – zagryzł dolną wargę, a
ja przejechałam opuszkami palców po wyraźnie zarysowanej kości policzkowej
mężczyzny.
- Naprawdę? –
uśmiechnęłam się delikatnie.
- Tak, naprawdę. –
odwzajemnił uśmiech. Wierzyłam mu, może dlatego, że wydawał się być takim typem
mężczyzny, który chce mieć wszystko pod kontrolą. Nie – on taki był.
- Dobrze, zaryzykuję.
Mam nadzieję, że mnie nie okłamujesz. – skarciłam go wzrokiem, jednak w jego
spojrzeniu nie wyczułam żadnego kłamstwa.
- Nie kłamię. – w tym
samym momencie jego usta pokierowały się na mój dekolt, z którego czubkiem
języka zaczął zlizywać lekko zaschniętego szampana. Mruknęłam z przyjemności i
zaczęłam masować jego pulsującego penisa. Justin uniósł nieco moje biodra i
zaczął wsunął rękę pod moją spódniczkę. Majtki, a w szczególności ta część
materiału, która zakrywała całkowicie moje części intymne, mężczyzna odsunął na
bok, i nadal trzymając materiał, by w niczym mu nie przeszkadzał, wszedł we
mnie. Cicho jęknęłam i zaczęłam poruszać biodrami. Dzisiaj to ja sterowałam
wszystkim, bo teraz to ja byłam na Justinie, a nie on na mnie.
Ruchy bioder
przyśpieszyłam, bo Justin, który całował mój dekolt i muskał szyję czubkiem nosa,
doprowadzał mnie do gigantycznego podniecenia. W końcu mężczyzna wyszedł mi
naprzeciw i sam zaczął rytmicznie, ale szybko poruszać się swoim penisem we
mnie. Gorąc bijący od naszych ciał doprowadzał mnie do szaleństwa, a dłonie
mężczyzny sunące po moim ciele sprawiały, że dostawałam gęsiej skórki.
- Cholera, shawty… -
mruknął Justin, gdy przyśpieszyłam swoje ruchy do moich maksymalnych
możliwości. Wzrok szatyna skierowany był na moje nieco trzęsące się piersi,
jednak po chwili przymknął powieki i odchylił głowę do tyłu, jednak ani na
moment nie przestał się poruszać. Wiedziałam, że był blisko i ja też byłam,
nawet bliżej niż on.
- Oh! – jęknęłam chyba
najgłośniej jak potrafiłam, wbijając paznokcie w ramiona, a moje mięśnie
podbrzusza zacisnęły się w idealny sposób. Ciało mężczyzny po chwili na moment
zesztywniało, co oznaczało, że również doszedł. Mój oddech zaczynał się
uspokajać, więc podniosłam się, poprawiając swoje majtki i spódniczkę. Koszulę
zapięłam, zerkając kątem oka na Justina, który poprawiał swoje spodnie i
bokserki.
Z lekkim uśmiechem na
ustach usiadłam na swoim dawnym miejscu, cicho wzdychając. To był najszybszy
orgazm, jaki kiedykolwiek dostałam, ale zarazem i najlepszy od najlepszego
mężczyzny. Oprócz tego, że był idealny, to był wspaniałym kochankiem i gdybym
tylko mogła, to nie wypuszczałabym go z łóżka.
- Mam nadzieję, że
nie zawiodłam pana, panie Bieber. – zerknęłam na niego kątem oka.
- Ależ skądże. –
uśmiechnął się zadziornie, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
Zignorowałam to i wzięłam do dłoni kieliszek z resztą szampana. Dopiłam
resztkę, po chwili zagryzając szampana truskawką. – Chodź tu. – poklepał miejsce
obok siebie, a ja posłusznie tam usiadłam. Justin położył nas obojga i objął
mnie ręką w pasie.
- Co chciałeś? –
uniosłam pytająco brwi, uśmiechając się delikatnie.
- Chciałem po prostu
z Tobą poleżeć. – musnął mój policzek i przymknął powieki. Głowę oparł na moim
ramieniu, przymykając powieki, a następnie zaciągając się delikatnie zapachem
mojego ciała. Również zamknęłam oczy i ułożyłam się wygodniej. Nie chciałam
spać, chciałam po prostu poleżeć w spokoju i przyjemnej ciszy, która nas
otaczała.
- O czym myślisz? –
spytałam po paru minutach. Oddałabym wszystko, żeby dowiedzieć się o tym, co siedzi
mu w głowie.
- O niczym
konkretnym. – westchnął, jednak ja wyczułam kłamstwo. – Nie będę mieć już
żadnych spotkań, na których też będziesz musiała być, więc po powrocie do Las
Vegas możesz po prostu wrócić do domu. – otworzył na moment oczy, w których
zobaczyłam… smutek?
- A chcesz, żebym
wróciła? – spytałam, przeczesując palcami jego włosy.
- Nie. – szepnął prawie
niesłyszalnie.
- To dobrze, bo ja
też nie. – uśmiechnęłam się delikatnie. Justin wziął moją dłoń i złączył ją w
jedność z moją. Stado motylków w moim brzuchu wybuchło i zaczęło latać dookoła.
Wspaniałe uczucie, ale zarazem irytujące.
Mimowolnie mój wzrok
pokierował się na pełne, malinowe usta mężczyzny. Najlepsze jest to, że szatyn
również patrzył na moje wargi. Nagle nasze usta niebezpiecznie blisko się do
siebie zbliżyły, a następnie lekko dotknęły. To nie był pocałunek, to nawet nie
był buziak, jednak moje ciało i tak zesztywniało.
- Nie. –
powiedzieliśmy w tym samym momencie. Nie wiem kto z nas sprawił, że nasze wargi
się tyknęły, jednak wiedziałam, że nie było to dobre i nie zamierzałam tego
kontynuować. Nie mogłam go całować, nie mogłam się w nim zakochać. A co jeśli już się zakochałaś? – spytał irytujący
głos w mojej głowie. Nie, nie zrobiłam tego i nie mam takiego zamiaru.
Podniosłam się z
kanapy, a z siedzenia wzięłam torebkę. Wyjęłam z niej słuchawki oraz komórkę,
którą wcześniej włączyłam na tryb samolotowy. Słuchawki podłączyłam do telefonu
i położyłam się w pozycji wpół-leżącej na podłużnym fotelu, stojącym po drugiej
stronie pomieszczenia. Wyglądał on jak taki skórzany leżak, jednak był on
skórzany, większy i miękki. Słuchawki wsunęłam do uszu, a z mojego iPhone’a
puściłam cover Drew Mallette – U Got It Bad & Because Of You z 2011 roku.
Nastawiłam to, by leciał w kółko i w kółko, a głowę oparłam o szybę, następnie
zaczynając podziwiać widoki za oknem.
Po jakichś trzech
godzinach jechaliśmy już w taksówce do mojego domu. Żadne z nas nie odezwało
się od tamtego małego incydentu, w którym i tak nic nie zaszło. Zwykłe
dotknięcie warg, żadnego muskania czy całowania.
Za oknem było już
ciemno, bo była godzina 22. Niby późno, ale wliczając w to długość podróży i
strefy czasowe, to akurat na tyle wychodziło. Mimo tego, że było na dworze było
ciemno, to doskonale poznawałam okolicę. Nie byłam tutaj od kiedy wyjechałam do
Las Vegas, czyli od ukończenia szkoły, gdy miałam 18 lat.
- Twoja mama nie
będzie zła, że zjawimy się dopiero teraz? W ogóle, to powiedziałaś jej o tym? –
spytał Justin, przerywając niezręczną ciszę między nami.
- Moja mama nigdy nie
jest zła. Nie mówiłam jej o tym, niech ma niespodziankę. – wzruszyłam ramionami
i spostrzegłam się, że wjeżdżamy na moją ulicę. Mój żołądek zacisnął się z
podekscytowania, a zarazem z nerwów, nie wiedząc jak moja rodzicielka
zareaguje, chociaż wydawało mi się, że się ucieszy. – Justin… - szepnęłam, niepewnie
zerkając na mężczyznę.
- Hm? – popatrzył na
mnie.
- Nie mów mamie, kim
jestem. Żyje w przekonaniu, że pracuję w sklepie spożywczym. – westchnęłam, a
szatyn pogładził moje ramię.
- Nawet nie przeszło
mi to przez myśl. – w momencie, gdy wypowiedział te słowa, taksówka zatrzymała
się. Zapłaciłam zanim Justin zdążył wyciągnąć swój portfel, przez co zostałam
spiorunowana wzrokiem, jednak zignorowałam to i wyszłam z auta. Taksówkarz
wyjął dla nas walizkę i odjechał, a ja wzrokiem zilustrowałam dom, a właściwie
willę. Nic się nie zmieniło od momentu, kiedy wyjechałam.
W salonie świeciło
się małe światło, przypuszczam, że jakaś lampka lub świeczki. W pokoju mojej
19-letniej siostry – Cassandry – również świeciło się światło.
Niepewnym krokiem
podeszłam do drzwi i zapukałam. Po paru sekundach usłyszałam kroki mojej mamy.
Wszędzie je rozpoznam.
Drzwi się otworzyły,
a naprzeciwko mnie ukazała się moja rodzicielka w piżamie i szlafroku z książką
w dłoni.
- Cassidy? –
otworzyła usta ze zdziwienia i po momencie mnie przytuliła. Odwzajemniłam
uścisk równie mocno, czując jak łzy cisną mi się do oczu. Tyle jej nie
widziałam i dopiero teraz poczułam tą tęsknotę za nią.
- Mamo… - szepnęłam,
czując jak łzy spływają mi po policzkach.
- Mój Boże, dziecko…
Ile ja Cię nie widziałam! Czemu nie napisałaś, że przyjedziesz? Oh, skarbie,
tak się zmieniłaś, wydoroślałaś i wypiękniałaś. – powiedziała to po odsunięciu
się ode mnie. Na jej twarzy pokazało się parę dodatkowych zmarszczek, jednak na
głowie nie miała ani jednego siwego włosa.
- To miała być
niespodzianka. – gdy to wypowiedziałam, to znowu mnie do siebie przytuliła. Po
chwili jednak uwolniłam się jej uścisku i wskazałam dłonią na Justina, który
stał z lekkim uśmiechem.
- Twój chłopak? –
spytała podekscytowana, kiedy ja miałam się odezwać.
- Nie, to nie jest
mój chłopak. – zaśmiałam się. Nie chciałam mówić, że nim jest, bo i tak nim nie
był, a przy okazji oszczędziłabym plotkowania o tym w reszcie rodziny. – To jest
Justin, mój dobry przyjaciel. A Justin, to jest moja mama. – uśmiechnęłam się
do ich obojga. Mężczyzna wziął dłoń mojej rodzicielki, muskając jej wierzch
wargami.
- Justin Bieber. –
przedstawił się z zadziornym uśmieszkiem. W oczach kobiety pojawiły się małe
iskierki. Czyżby moja mama była oczarowana Justinem?
- Lucy Benfield. –
uśmiechnęła się, również się przedstawiając. – Cassie! – krzyknęła do mojej
siostry, która, jak się domyślałam, siedziała na górze.
- Zaraz! –
odkrzyknęła niezadowolona.
- Cassandro Mario
Benfield, zejdź tu natychmiast! – krzyknęła głośniej. Ludzie często się mylili,
bo ja nazywałam się Cassidy, a moja siostra Cassandra, jednak moje zdrobnienie
to Cass, a mojej siostry to Cassie. Fakt, podobnie, ale inaczej, ale nie raz
bywałam nazywana Cassie przez obce osoby.
- Cassidy! – pisnęła
ucieszona. Zaśmiałam się i podbiegłam do schodów, na których stała. Dziewczyna
zbiegła z nich i wpadłyśmy sobie w ramiona.
- Cassie. –
uśmiechnęłam się do niej szeroko, jednak ona pokierowała wzrok na mojego pana
Biebera.
- O mój Boże, Ty
jesteś Justin Bieber, ten seksowny biznesmen, znajdujący się na wszystkich
okładkach magazynów i gazet! – pisnęła jeszcze głośniej, a ja zrobiłam typowego
„facepalma”, czując jak moje policzki oblewa rumieniec zażenowania.
- Tak, to
prawdopodobnie ja. – Justin posłał jej swój czarujący uśmiech, a ja zauważyłam,
że nogi Cassandry nieco się ugięły pod jego spojrzeniem oraz uśmiechem. Moja
siostra też jest nim oczarowana. Ja nawet nie wiedziałam o jego istnieniu, a
ona tak od razu go poznaje. Wiem, że nie powinnam, ale w moim sercu pojawiło
się uczucie zazdrości, bo mogłabym sobie wyobrazić, jak moja siostra i Justin
kiedyś coś tam będą robić ze sobą i nie chodzi mi tylko o rozmawianie.
________________
Czeeeeeeeeeeeeeeść! Rozdział jest
dłuższy niż poprzedni, jednak nie sprawdzałam go, nie miałam już siły, więc
przepraszam za jakiekolwiek błędy, które się pojawią.
Chciałabym Wam podziękować za te
wszystkie komentarze! Kocham je czytać i sprawiają mi wielką radość, więc
jeszcze raz dziękuję! Kocham Was! <3
Drew Mallette, a właściwie prawdziwy Justin Bieber, czyli idol Cassidy wygląda tak.
Drew Mallette, a właściwie prawdziwy Justin Bieber, czyli idol Cassidy wygląda tak.
Tak ogólnie, to mam nadzieję, że
Wam się podoba i proszę o kilka zdań na temat tego rozdziału. Szczerych zdań
oczywiście :D
Btw, rodzina Cassidy została
dodana do bohaterów.
Czytasz = Komentujesz
Swietny rozdzial *o* czekam na nastepny jhswcmlpasdxbs @Alex41789
OdpowiedzUsuńJak zawsze po prostu rozdział cudowny *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, błagam dodawaj szybciej rozdziały bo już sie nie moge doczekać następnego <3
OdpowiedzUsuńCzekam nn *.*
OdpowiedzUsuńahshshdjsf cudowny rozdzial
OdpowiedzUsuńaa cudowny, na początku mi się nie podobał bo był za wulgarny, ale teraz się do niego przekonałam :D gratuluję pomysłów. Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńale super sie czytalo omg ciekawe czy cos wyniknie pomiedzy cassie a Justinem ^^ /@piinkovaa
OdpowiedzUsuńjezu :O kocham to <33333
OdpowiedzUsuńo mamo ten rozdzial to niszczyciel serc @zxcvjklx
OdpowiedzUsuńcudo <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
OdpowiedzUsuńkocham ten blog :)
OdpowiedzUsuńniech oni się wreszcie pocałują :)
OdpowiedzUsuńO boże świetny tylko mam do ciebie prośbę mogla byś dodawać rozdzialy szybciej bo ja czekam z niecierpliwością tak dlugo plisss <3 wiem ze masz prywatne życie ale gdybys mogla byla bym ci dozgonnie wdzięczna :**
OdpowiedzUsuńasdfgdhasmnbfj ja nie moge
OdpowiedzUsuńmyślałam lepiej się nie da ale serio znowu ten jest lepszy od poprzedniego naprawde cudowny i błagam błagam błagam jak najszybciej nn rozdział (oczywiście ty decydujesz bo to jest tw blogger :D ) i jeny kocham ten bloger jest perfekcyjny
^ @kocham_biebsa
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie traci swój charakter. Chyba zapominasz, że ona jest prostytutką. Pomiędzy dziwką a biznesmenem nie może być takiego romansu. Oni zaczynają się zachowywać jak para zakochanych nastolatków. @iheartblaugrana
OdpowiedzUsuńno bo przecież oni kiedyś będą razem, więc tak tez sie zachowują. według mnie to Cass już jest zakochana w justinie i to z wzajemnością
UsuńCóż, jeśli tak, to się zawiodę, bo nie lubię przewidywalnych zakończeń. Jak to w ogóle miałoby wyglądać? Mężczyzna zakochuje się w prostytutce, nie myśląc o tym, ilu już facetów dla pieniędzy miała. I co? Wezmą ślub, założą rodzinę? Dla mnie to niedorzeczne.
UsuńCo masz na myśli, mówiąc, że nie może być takiego romansu? Oczywiście, że może.
UsuńNie powiem Ci jednak jakie będzie zakończenie, nie mogę powiedzieć Ci jak potoczą się ich losy, ale jeśli opowiadanie przestaje Ci się podobać, to po prostu skończ je czytać i usuń komentarz z informowanych.
Pod ósmym rozdziałem jedna dziewczyna napisała, że jest za mało jak dla niej perspektywy Justina i co? Połowa dziewiątego rozdziału pojawiła się z jego perspektywą, mimo tego, że nie planowałam tego, jednak nie zamierzam zmieniać biegu całej historii specjalnie dla Ciebie, skoro mam wszystko już rozplanowane.
Dlaczego się burzysz? Nie powiedziałam, że masz zmienić swój pomysł, bo ja tak mówię. Po prostu zakończenie mi się spodoba lub nie, to będzie moja sprawa.
UsuńZwykle opowiadania czytam do końca, by później całość ocenić, moja droga :)
nie czepiaj się. większości się podoba :) tutaj chyba o to chodzi żeby oni się do siebie zbliżyli ...
UsuńSuper :D kocham to opowiadanie z każdym rozdziałem mocniej! Jesteś najlepsza <3 jutro czytam dalej! :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Uwielbiam to *.* Oni są tacy słodcy :D
OdpowiedzUsuńOmonom *.* świetny czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak zareaguje Drew na Cassidy :)
OdpowiedzUsuńPięknie.. No nie mogła się oderwać.. Przeczytałam 3 ostatnie rozdziały na jednym oddechu..naprawdę wspaniale! kobieto, cudownie!
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego Twojego Justina, z Cass są wspaniali.. Scena w samolocie.. MISTRZOSTWO, wszystko da się idealnie wyobrazić w twoich rozdziałach.. gratulacje!
pozdrawiam ciepło :*
dodaj szybko następny <3 prosimy ;)
OdpowiedzUsuń